Poniedziałek (regeneracja)
Odpoczynek po zawodach w górach. Wycieczki, spacerowanie, kąpiel w strumieniu.
Wtorek (podróż)
Powrót do domu.
Środa (easy, pływanie, mobilność)
Nie pamiętam za dużo, poza tym, że tętno wariuje od temperatur i wilgotności.
Czwartek (easy + podróż)
Tętno do bani. Podróż na Suwalszczyznę. Kąpiel w jeziorze.
Piątek (rozruch + pływanie)
Spokojny rozruch w Motulach. Pagurkowato dość. Przebieżki fajnie i luźno. Tętno niezmiennie podwyższone. Wszystkie treningi poprzedzone pracą z taśmą czerwoną - wszystko w marszu, odczucia te same co zawsze - mocny ból pośladków po ok 2,5 minuty, czas pracy z taśmą 5-6 minut.
Sobota (zawody Pogoń za Bobrem)
Podobnie jak tydzień temu w górach, zrezygnowałem z pobudzenia taśmą przed startem. Dość szybki start (adrenalina) - 10 sekund za szybko. W trakcie biegu stopniowo spadała moc. Najbardziej na podbiegach. Brakowało takiej sprężystości. Na płaskich i zbiegach nieźle. Potem wjechało zmęczenie mięśniowe i na zbiegach nogi gubiły rytm (uczucie takiej miękkości - brak sprężystości i hamowania). W jednym miejscu zgubiłem drogę i straciłem jedno miejsce (strata 20-30 sekund) - potem nie mogłem nadrobić. Końcówka na lekkiej bombie. Nie widzę i nie czuję na razie korzyści wynikających z pracy z taśmą powięziową. Prędkości stoją w miejscu. Wytrzymałość nieco spadła. Tętno podwyższone, ale to może wynikać z pogody. Zmiany w sile biegowej nie zauważyłem, a wręcz czuję spadek mocy na podbiegach. W chwili kiedy to piszę, czyli w poniedziałek, brak "zakwasów" w łydkach, czwórkach, piszczelach. Achilles coraz mniej bolesny. Jedynie zakwasy w dwójkach. I to jest akurat ciekawe. Wynik poniżej oczekiwań, w formie mógłbym nawet powalczyć o podium. Training Peaks wyliczył nowy próg HR - 158 (wcześniej było 154). Zmieniam strefy. Na początku jesieni trzeba będzie jakoś to zweryfikować. Runalyze szacuje mi eVO2max poniżej 50 🙄. Nic to.
Niedziela (odpoczynek, pakowanie, podróż)
Bez aktywności.