• Truchtanie: 6,7 km; 35:39; 5:21/km; 74 %; TRIMP 53; 166 spm; 1,13 m 
  • Gravel: 163,2 km; 6:44:54; 24,2 km/h; 56 %; TRIMP 255 
  • 5x stretching/mobilność: 52:34 
  • 1x Trening siłowy: 7:20
  • Spacer: 4,6 km; 1:13:03 
  • Efektywne VO2max Runalyze (śr. tygodniowa): 47,55 -> 49,46
  • Efektywne VO2max Runalyze (śr. z 30 dni): 48,31 -> 48,51

U fizjo tym razem sesja głównie pod wykonanie wkładek. Wkładki są charakterystyczne dla stopy Mortona - z podparciem pierwszej kości śródstopia. Przez tydzień/półtora należy stopniowo przyzwyczajać nogę poprzez chodzenie, każdego dnia dłużej. Po tym okresie można zacząć biegać. Wkładki dedykowane są typowo pod bieganie.

We wtorek na wieczór bieg spokojny. Chciałem spróbować zrobić 40 minut biegu. Chyba trochę na siłę - być może był to błąd. Początek i pierwsza połowa biegu, czyli ok. 20 minut pod kontrolą, niski dyskomfort. Zdecydowałem się pod koniec na 3 szybsze 20 sekundowe przebieżki. Być może to też był błąd. Po przebieżkach chciałem jeszcze dokręcić do tych 40 minut i w pewnym momencie poczułem takie jakby chrupnięcie, coś jakby odpowiednik strzelania ze stawów tylko, że na grzbiecie stopy. Przerwałem trening, doszedłem spokojnym, powolnym spacerem do auta. Wieczór i noc taka sobie. Przed snem sól Epsom i smarowanie Mentholką. Rano bez jakiej dużej tragedii ale był problem z pełnym zgięciem grzbietowym stopy pod obciążeniem. Potem się to trochę zmobilizowało, ale bariera mentalna przed swobodnym obciążaniem stawu pozostała . Mam nadzieję, że tylko najadłem się strachu. Tkanki po stronie grzbietowej odczuwalne.

Środa, czwartek słabe odczucia. Staw niestabilny. Chodzenie we wkładkach nieprzyjemne. Tzn. w zdrowej nodze jest OK. Wydaje mi się, że wkładka pod chorą stopę musi być jeszcze poprawiona, bo podparcie pod łuk jest zbyt duże, przez co stopa opada za bardzo na zewnątrz. Skutkiem tego jest zbytnie obciążanie od 3, 4 i 5 kości śródstopia, więc już kompletnie bez sensu. Na razie nie biegam, bo nie jestem w stanie.

W piątek udało mi się zapisać na wizytę do fizjo. Koniecznie chciałem, żeby trochę skorygował wkładkę, bo zdecydowanie źle mi się w niej chodziło. Podparcie łuku zniwelował do maksimum. Popracowaliśmy również nad moimi tkankami - różne techniki, róźne miejsca (poza stopą, piszczelowy przedni/tylni, strzałkowy, w zasadzie całe podudzie). Czuję, że wie co robi.

W sobotę próbowałem zrobić truchting, ale skończyło się na 600 metrach. DNF. Nawet nie zarejestrowałem tej próby na zegarku. Za bardzo bolało, nie było sensu tego męczyć. Dałem sobie na luz w sobotę. W niedzielę dłuższy rozjazd na gravelu. I tyle tego. Kusiło mnie jeszcze wieczorem spróbować potruchtać, ale stwierdziłem, że dam odpocząć nodze. Niech to wszystko ma szansę się pogoić. W niedzielę zdecydowanie wygodniej się chodziło w nowych wkładkach.

W przyszłym tygodniu muszę wrócić do treningu siłowego, no i spróbuję kolejny raz potruchtać. Tym razem już nic nie będę kombinował, tylko bieganie spokojne, bez żadnych przebieżek, czy przyspieszeń. Najwyraźniej nie jestem na to gotowy. Parafrazując Ziela - dostałem kolejnego gonga. Może już wystarczy.

Previous Post Next Post