Poniedziałek (wolne)
Totalnie nic
Wtorek (bez aktywności)
W nocy, nad ranem mama zmarła ... Cały dzień praca zdalna plus załatwianie formalności.
Środa (ER)
ER 12,0 km; 1:04:50; 5:23/km; 76%; TRIMP 98; eVO2max 46,26 (masakra); 158 spm
W ciągu dnia protokół Alfredsona na obie nogi. Zwiększyłem obciążenie do 12kg. Bieg spokojny w rezerwacie Olszynki Grochowskiej. Dawno tu nie byłem. Fajny szuterek zrobili w głównej alei, podjadę rowerem i zmierzę sobie długość odcinka między charakterystycznymi punktami. Będzie gdzie robić przebieżki. No i podczas tegorocznego Biegu Olszynki Grochowskiej na tym odcinku będzie można podkręcić tempo. Szuterek wykorzystałem od razu - wpadło 10x25"/50". Easy w miarę luźne, bez sztucznego podbijania kadencji. Co noga podała, to biegłem, więc wyszła bardzo niska. Chyba taki mój urok. Przebieżki też wyszły w miarę luźno, ale bez szału. Tempa nie ma co analizować, bo w tak krótkim czasie odczyty GPS-a, to czysta loteria. Potwierdzają się obserwacje z ostatnich dwusetek. Przy wyższych prędkościach zmienia się odczucie wszystkiego, krok biegowy jest zupełnie inny, sylwetka układa się inaczej, ręce pracują inaczej. Trzeba będzie nad tym popracować, tzn. niech to się na razie układa samo. Zobaczymy. Acha - tętno - to jakiś jeden wielki żart ...
W sobotę pogrzeb Mamusi - jestem już teraz spokojny. W ogóle wszystko się uspokoiło. Czas spowolnił. Mama już szczęśliwa.
Czwartek (Interwały)
3km BC1 + 12x200/~90" + 2km BC1
Powtórzyłem trening z poprzedniego tygodnia. Jakiś jestem zamulony na rozbieganiach. Tętno ciągle 5-10 uderzeń więcej niż kiedyś, ale dziś znowu było ciepło. Te upały strasznie mnie rozregulowały. Trening w lesie na odmierzonych teoretycznie słupkach (ten sam odcinek, co w zeszłym tygodniu, tam i z powrotem). Teoretycznie, bo nie do końca ufam wykonanej przez miasto robocie, ale z tego, co pamiętam, to sprawdzałem te odcinki na rowerze i akurat tutaj się zgadzało. Dwusetki znowu biegane mocno. Chciałem poczuć te prędkości. Wydaje mi się, że w porównaniu do poprzedniego tygodnia czułem się bardziej stabilnie, jeśli chodzi o krok i sylwetkę. W ogóle miałem odczucie sporego luzu. Interwały biegałem z muzą na słuchawkach - rytm ok. 190 spm. Jednak to mi bardzo pomaga.
Piątek (bez aktywności)
Sobota (dzień pogrzebu Mamy)
Żyjemy dalej. 12:05 trumna z ciałem Mamy jest umieszczona w grobie. Chwilę potem dostajemy sms-a od syna, że o godz. 12:04 urodziła nam się druga wnuczka. Jechali na pogrzeb ale po drodze musieli skręcić na porodówkę. Wyglądali trochę jak z serialu. Syn w garniturze, Synowa w eleganckim stroju. Życie :)
Niedziela (Beskidzka Młócka DNS)
Miałem na ten dzień wykupiony pakiet na bieg górski w Pieninach. Z wiadomych względów DNS.
Czas wrócić do treningu, bo to również dobrze czyści głowę. Postanowiłem pobiegać dość mocno, ale bez przesady. Takie trochę BC2-TM.
Całość wyszła: 15,0 km, 1:10:34, @4:42/km, 79 %, eVO2max 51.99, TRIMP 125, 168 spm, 1,27 m W tym:
Temperatury niższe i od razu tętno wraca na znane mi wartości. Wygląda na to, że po prostu słabo się aklimatyzuję do wysokich temperatur i że generalnie jest to moja "pięta achillesowa". Noga trochę ciężkawa. Łydka dość mocno pracuje. Brak pełnego rozluźnienia (tak myślę) sprawia, że łatwo się "betonuje". Gdyby ta noga była luźniejsza, to pewnie można by BC2 biegać po @4:25 i szybciej. W tygodniu spróbuję zrobić dwie sesje z taśmami Yacollowymi. Zobaczymy, czy troszkę zaktywizuje mocniej pośladek.
W tym tygodniu zaczynam plan pod dychę niepodległościową. Jeszcze nie wiem gdzie - prawdopodobnie Warszawa. W międzyczasie ze 2 piątki. Może jakiś krótki trail. Zobaczymy.