Poniedziałek
Gravel praca/dom (21 km). Luźne kręcenie.
Wtorek
ER 13,8 km; 1:11:53; 5:13/km; 75%; TRIMP 117; eVO2max 50,26; 158 spm
w tym 6 x 30s @ 15.5 km/h 3'51 min./km Śr. 129 (Maks. 136) ud/min / 1Min. 30s Śr. 136 ud/min;
Znów spory luz. Obecny przez większość treningu. Dobre czucie podłoża plus akcje łokciem w tył. Przed treningiem było pobudzenie czerwoną taśmą na ogrodzie. Na końcówce treningu już czuć zmęczenie mięśniowe. W trakcie szybkich odcinków czucie biegu się zmienia. Brak tego wyhamowania.
Środa
Gravel praca/dom w wersji nieco krótszej (16,5km).
Po pracy: ER 30min + Hills 7x180 + rytmy 5x20"/40"
11,3 km; 59:04; 5:15/km; 75%; eVO2max 52,54; TRIMP 95; 158 spm
Kolejny trening z dużym luzem. Ewidentnie luźne rozbieganie, to niska kadencja. Trzeba to teraz jakoś przełożyć na szybszy bieg. Lewa łydka nabita po wczorajszym treningu. Ale nie był to problem. Podbiegi pod kontrolą. Luźno. Intensywność z zapasem 7-8/10 Mega luz po podbiegach. Magic. Na wieczór rolowanie/masaż pistoletem łydy.
Nabicie łydy weszło, po wyraźnej pracy nad ruchem - koordynacja łokieć po przekątnej (wątek Yacoola), więc coś tu nie tak - niby ładnie to wchodzi ale faktycznie mocniej ostatnio pracuję prawym łokciem, bo czuję dyzbalans ruchowy i mięśniowy między prawą/lewą nogą. Może za mocno ten prawy łokieć?
Czwartek
Trening po pracy.
ER 13,5 km; 1:12:50; 5:24/km; 75%; TRIMP 115; eVO2max 48,54; 154 spm
w tym 5 x 25s @ 16.6 km/h 3'37 min./km Śr. 137 (Maks. 141) ud/min / 1Min. 10s Śr. 144 ud/min;
Tętno wyższe. Zdecydowanie coś się zmienia w ruchu biegowym. Jak pamiętam, to staram się działać łokciem w tył. Dziś było bardziej symetrycznie. Rytm 3/2 wchodzi bez zbytniego myślenia. Poza tym biegam coraz bardziej intuicyjnie na wyhamowaniu. Rytmy też na wyhamowaniu - choć tutaj intuicyjnie jest tendencja żeby podbić kadencję. Ale dziś pilnowałem bardziej tej agresji w podłoże. Dobrze to weszło. Wydaje się, że jest większa moc. Lewa łydka wciąż nabita.
Piątek
Gravel praca/dom (22 km).
Sobota
CityTrail 1/5 (19:52)
Jakby tak co tydzień urywać 30 sekund na piątkę ...
Szukając formy zawitałem na Młocinach. Ciasno na starcie - duże zainteresowanie cyklem. Fajna pogoda. 1 km pod kontrolą, noga wyraźnie lepiej kręciła niż tydzień temu. W sumie do drugiego kilometra szło nieźle. Nawet udało się wejść na wyższe tempo bez większego bólu. Za drugim kilometrem jest zakręt pod kątem 90 stopni (jedyny na tej wybitnie szybkiej trasie). Tam tradycyjnie zwolnienie. I powoli zaczęło wjeżdżać zmęczenie w nogach. Stopniowo zanikała sztywność. Analizując wykres tempa, to gdzieś w okolicy trzeciego kilometra miałem chyba mocny kryzys, którego nie do końca pamiętam. Ale było wyraźne zwolnienie. Po którym się pozbierałem - więc sam nie wiem co tam się zadziało. Odcinek między 3-4 kilometrem najwolniejszy (niestety posypała się kontrola rytmu oraz kadencja), ale to ostatni kilometr był najtrudniejszy. Bieg na oparach, z którego udało się wycisnąć wszystko co miałem.
ZA 5,0 km; 19:52; 3:58/km; 91%; TRIMP 61; eVO2max 53,22; 170 spm; 1,48 m
Mam nawet zdjęcie z tego 3. kilometra, ale nie wrzucę - wyglądam na nim jak lump biegnący do monopolowego po tygodniu abstynenckim.
Niedziela
16,7 km; 1:30:26; 5:24/km; 75%; TRIMP 146; eVO2max 51,95; 156 spm; 1,19 m
Trening powtórzony z zeszłej niedzieli - niemal dokładnie ta sama trasa - kros z pełną trasą Wesołych Biegów Górskich (5 pętli). Trochę wolniej. Mocniej odczuwalne zmęczenie mięśniowe i łydka. Ale końcówkę (ok. 2km) poleciałem dość mocno i wydaje mi się, że bardziej ekonomicznie niż tydzień temu. Może dlatego, że na tym odcinku testowałem oddech modem (wątek Yacoola). Dobrze to weszło.
W nowy tydzień wchodzę z umiarkowanym optymizmem - bez jakichś większych ambicji, natomiast z poczuciem, że powoli coś tam jednak się poprawia.