Wtorkowa bieżnia już w czasie 40 minut biegu ciągłego na 10% nachyleniu. Weszło dość dobrze, ale odczucia bólowe związane ze stopą po tym treningu zmieniły się. Ból przesunął się w kierunku przyczepu rozcięgna oraz bardziej w stronę zewnętrzną. Na drugi dzień odczuwalny właśnie w tym innym miejscu, czyli bardziej przyczep, bardziej środek w kierunku na zewnątrz.
W środę półtoragodzinny rozjazd na trenażerze. Jednostka tlenowa.
Czwartkowa bieżnia już bardziej płaska, bo 5% nachylenia ;) Nie chciałem podbijać zbyt mocno tętna. Wyszło średnio 134ud./min. co jest dla mnie (a w zasadzie było) granicą 1 zakresu. Dyskomfort rozcięgna wciąż obecny ale chyba odrobinę mniejszy. Światełko w tunelu wciąż widoczne. Duży komfort oddechowy.
W sobotę ponownie bieżnia na nachyleniu 5%. Dyskomfort rozcięgna/pięty do 10km/h w niskich rejonach bólu 1/10. Tempo powyżej 12km/h @5:00/km wzrasta odczucie na 3-4/10 - no ale trzeba zaznaczyć, że nachylenie 5% jednak wymusza mocniejsze grzebnięcie stopą, nawet na bieżni.
W niedzielę zaryzykowałem i pojechałem do lasu na pierwszy trucht od dłuższego czasu. Nie żadne tam marszobiegi, tylko ciągłe truchtanko ponad 40 minut. Dyskomfort obecny cały trening. Odczucia podobne jak z bieżni czy narciarstwa biegowego. W zależności od nierówności nawierzchni lub chwilowych przyspieszeń przechodzi w ból 4-5/10. Końcówka na większym komforcie. Chciało się przyspieszać ale na razie stopa nie pozwala. Wyszło 44 minuty ciągłego truchtu po @5:42 /km. Oby to było już odbicie od dna. Jest też jakiś plus tego wszystko, człowiek odkrywa różne niuanse - jak np. nierówność terenu wpływa na pracę stopy. Normalnie nie zwraca się na to uwagi. Nie od rzeczy mówi się, że kros to ukryta siła biegowa.
Cały czas moje aktywności przeplatane są usprawnianiem ciała. Dołożyłem ćwiczenia siłowe z obciążeniem - na razie z hantlami (2x10kg w łapach i tak robi robotę).
W poniedziałek wizyta u ortopedy - konsultacja z USG. Zobaczymy.