Poniedziałek (gravel)
Praca / dom. Po weekendzie czuję się zregenerowany. Oba pośladki czuć, że popracowały. Rowerowania wyszło 17 km - ale to z gps-a, bo musiałem zrobić Suunciakowi twardy restart i nie zdążyłem sparować czujnika. Wieczorkiem troszkę treningu siłowego (w tym protokół Alfredsona) i rozciągania.
Zamówiłem pierwsze karbony - Hoki Carbon X 3 . Nie jest to może typowa startówka, ale zobaczymy, czy chociaż trochę poczuję wyższą jakość biegania.
Wtorek (gravel / akcent)
BMI 22,8 - niby trochę mniej, ale faktycznie coś się przestawiło. Muszę zwrócić na to uwagę. Dobrze by było zbić do 22. No jest wyzwanie.
Rowerowania wyszło 16,4 km.
Bezpośrednio po pracy 10x400 / 2min. w lesie.
Rozgrzewka: ER 3,1 km; 16:38; 5:24/km; 72%; 51,32; TRIMP 20; 160 spm
Trochę ociężała, ale w miarę upływu czasu wszystko się rozruszało. W lesie standardowe dogrzanie ćwiczeniami no i danie główne. Po odpaleniu na nowo zegarka okazało się, że pulsometr się rozładował, więc interwały i schłodzenie bez pomiaru tętna.
Po pierwszych trzech powtórzeniach trochę się przestraszyłem, że nie dowiozę tego treningu. Założenia miałem jednak trochę wolniejsze (3:30-3:40), a tu jak na złość, co zacznę kolejne powtórzenie to przestrzelam tempo. Wyglądało jakby znowu zaczął działać efekt taśm. Mobilizacja taśmą była w sobotę, dziś wtorek. Ale wczoraj też podziałałem trochę siłowo, doszło jakieś rozciąganie kanapowe. Sam nie wiem. Każda kolejna 200-setka wchodziła rewelacyjnie lekko. Potem w połowie odcinka dochodzi zadyszka, ale nie jakaś masakryczna. W zasadzie większość powtórzeń zrobiłem w rytmie oddechowym 3/2. Tak jakbym z każdym powtórzeniem trochę się przyzwyczajał. Rytm 2/1/1/1 słabo dziś wchodził.
Mam nadzieję, że nie przesadziłem dzisiaj na tym treningu - czas pokaże. Ciekawy jestem czwartkowego tempa - specjalnie wziąłem urlop, żeby na spokojnie się wybrać w ciągu dnia.
Schłodzenie: ER 2,0 km; 10:56; 5:28/km; 162 spm
Łydka na schłodzeniu nie zajechana. Mniej pospinana niż ostatnio. W miarę luźno się biegło. Natomiast już w domu poślady, dwugłowe i prawe biodro - no trochę zaczyna palić. Zobaczymy w nocy i rano ;)
Środa (gravel)
Symboliczne rowerowanie. W sumie 15,3 km.
Czwartek (tempo)
Na dziś wziąłem urlop. Chciałem ten trening zrobić po widoku. Nie sprawdziłem prognozy i władowałem się w opady deszczu ;) Na szczęście po pierwszym odcinku przestało padać.
Zaplanowałem 4x2km na 4 minutowej przerwie. Wczoraj doszły moje nowe Hoki Carbon x 3, więc chrzest bojowy od razu został zrealizowany.
Rozgrzewka w deszczu. ER 3,0 km; 14:44; 4:54/km; 76%; eVO2max 53,74; 162 spm; 1,26 m (lało jak z cebra)
Już na dzień dobry widać, że karbon coś tam oddaje. Luźno i lekko. Hoki pomimo sporej ilości pianki, są dość twarde. Nie przeszkadzało mi to. Niemniej muszą się jeszcze ułożyć, szczególnie prawa stopa.
Danie główne:
Biomechanicznie czułem się optymalnie. Wreszcie nie spinało łydki. Dało się puścić nogę. Karbon coś tam oddaje, ale tak jak piszą w recenzjach tego buta, bez efektu wow. But stabilny, ale muszę się przyzwyczaić. Szczególnie ucieka gdzieś lądowanie na duży palec. Niemniej za wiele nie zwracałem uwagi na techniczne odczucia, bo i nie było takiej potrzeby. Fajne czucie biegu. Mogłem się skoncentrować na wydolności, kontroli oddechu i intensywności. No jest gdzieś ta cienka granica na którą muszę uważać. Trochę na niej pobalansowałem i w moim odczuciu nie przekroczyłem zbytnio. Nie było zajezdni. Na 3 i 4 odcinku końcowe 500 metrów w rytmie oddechowym 2/1/1/1. Pozostałe rytm 3/2.
Schłodzenie dość komfortowe - 2km po 5:42 Łydka niezajechana. Mam wrażenie, że powoli pośladek i dwugłowy odciążają tą strukturę. Oby to było prawdziwe wrażenie.
Całego treningu wyszło: 14,5 km; @4:49/km
Piątek (gravel)
BMI 22,7. Mięśnie na rowerze zmęczone ale niebolesne. Z aktywności tylko rowerowanie do pracy / z pracy 18,4 km. Od środy jakaś infekcja gardłowa mnie trzyma.
Sobota (6km BC1 + SB 12x100m podbiegi + schłodzenie)
Całość w lesie - wyszło 11,3 km.
ER 6,0 km; 30:04; 5:00/km; 77%; eVO2max 51,37; TRIMP 47; 166 spm; 1,21 m
Spokojnie i luźno. Wreszcie nie spina łydki. Nawet na rozbieganiach czuję pracę pośladka. Ciągle mocniej prawy.
Ewidentnie czuję się mocniejszy jeśli chodzi o dynamikę. Podbiegi bardzo równo, bez mocnej zadyszki. No może ostatnie dwa powtórzenia trochę na większej zadyszce. Problemy gardłowo-krtaniowe podczas aktywności nieodczuwalne. Dopiero jak organizm się schładza, to jest trochę nieprzyjemnie. Ale artyleria przeciwinfekcjowa już odpalona - nie dam się!
Trucht do samochodu ok. 2,5 km bardzo spokojny. Cieszy mnie, że nawet tutaj nie spina i nie betonuje łydki.
Już w domu po treningu czuć, że popracowały oba pośladki.
Niedziela (BC2)
Rano - uczucie pieczenia w pośladkach - to chyba dobrze. Dwójki trochę pospinane. Przed treningiem 5 minut pracy z taśmą czarną blisko kolan - dość mocno. To był chyba błąd.
Z zaplanowanego BC2 skróciłem o 4km. Ścięło mnie mocno dzisiaj. Zupełnie nie mogłem wejść na odpowiednie prędkości. Drugi zakres ociężały, bez dynamiki, bez luzu. Obstawiam trzy przyczyny. Jednak infekcja odciska trochę piętno. Dwa - słaby sen. Trzy - niepotrzebna mobilizacja czarną taśmą. Grunt to wyciągnąć wnioski na przyszłość i uważać z taśmami - z szacunkiem do d..y ;)
Z treningu wyszło w sumie: 12,3 km; 1:00:52; 4:56/km; 78 %; eVO2max 51,61; TRIMP 99; 164 spm; 1,23 m w tym 3 km spokojnego rozbiegania, 8 km BC2 i reszta schłodzenie.