Ortopeda potwierdził diagnozę wcześniejszych USG. Wg niego to co mam to efekt typowego "zapalenia rozcięgna podeszwowego" - obecnie bez jakichś dużych ognisk zapalnych. W jednym miejscu się coś tliło, ale byłem po bieganiu w niedzielę. Pokazał mi dokładnie gdzie są fragmenty rozcięgna "zatarte", gdzie brak blizny. Zalecił oszczędzanie, ćwiczenia terapeutyczne, czyli to co robię. Można ewentualnie rozważyć iniekcję osocza bogatopłytkowego, ale trzeba się liczyć z 4-6 tygodniami jeszcze większego oszczędzania. Sterydu nie zaleca. Fala uderzeniowa zadziała albo i nie zadziała - czyli na dwoje babka wróżyła. To ja już chyba zostanę przy tych swoich ćwiczeniach, tym bardziej, że chyba powolutku odczuwam poprawę. Mam wrażenie, że pomagają mi 3 rzeczy, które jeszcze dodatkowo wdrożyłem - tejpowanie rozcięgna, kompresja taśmą floss band (poprawia ruchomość ale przede wszystkim robi taki lokalny drenaż limfatyczny) oraz moczenie nóg w soli Epsom. Co drugi dzień dorzucę jeszcze protokół Alfredsona na obie nogi (też zalecany na rozcięgno). Czas wrócić do tego protokołu, przyda się również lewemu Achillesowi.
We wtorek zrobiłem kolejne rozbieganie w terenie z dwoma podbiegami (wiadukt). Odczucia zadowalające. Myślę nawet, że dyskomfort jeszcze się odrobinę zmniejszył w porównaniu do niedzielnego rozbiegania. To wszystko są bardzo minimalne zmiany, ale jednak do przodu. Dorzuciłem też drugi trening tlenowy - godzinka jazdy na rowerze stacjonarnym.
Dostałem pytanie od zaprzyjaźnionej fundacji czy chcę za miesiąc startować w półmaratonie Wiązowskim albo Wiązowskiej Piątce. Żal nie skorzystać. Najwyżej przetruchtam tą piątkę, a jeśli mój stan się jeszcze bardziej poprawi, to potraktuję jako test, w którym miejscu lasu jestem ;)
W środę powrót z pracy na gravelu dłuższą trasą - prawie 26 km. Czuję, że obecnie praca na rowerze oddaje.
W czwartek ponownie bieg spokojny w lesie. Znowu zmniejszył się dyskomfort, bardzo dyskretnie ale jednak zauważalnie. Celowo biegam tą samą trasę, żeby mieć porównanie. Na koniec podbieg na wiadukt odrobinę lżejszy niż we wtorek - ale daleko mi do stanu sprzed kontuzji. Czwartkowe eVO2max 47,68 > wtorkowe eVO2max 46,12.
W sobotę troszkę szybszy "easy run" z pięcioma wstawkami 5x20"/1' - żeby trochę poczuć jak stopa pracuje na tempach poniżej 4'30. Dyskomfort w trakcie treningu na poziomie raczej wkurzenia niż bólu. Na rytmach jakoś specjalnie nie narasta ale generalnie wprawienie ciała w szybszy ruch bardzo ociężałe. Może miał na to wpływ piątkowy trening siłowy, bo po powrocie do domu i schłodzeniu zaczynają wychodzić "DOMSy". eVO2max dużo niższe niż we wtorek/czwartek bo 43,88. Ale nie przejmuję się tym na razie. Priorytet to rehabilitacja rozcięgna.
W niedzielę rozbieganie z sunią. Też wrzuciłem pod koniec 5x20"/1' - ale nie było to łatwe, bo może ja jestem bez formy, ale moja psina jeszcze bardziej, więc było holowanie na średnich prędkościach ;) Wyszło w sumie 8,8km po @5:42. Więcej sunia nie miała ochoty.