• Bieganie 60,1 km, 5:00:24, 5:00/km, 78%, eVO2max 50,01
  • Cycling 59,9 km, 2:39:44, 22,5 km/h, 52%
  • Pływanie 0,4 km, 21:16, 5:27/100m, 49%
  • Trening siłowy 15:35, 69%

Poniedziałek (gravel)

Gravel do roboty, do domu. W sumie 18,8 km. Na spokojnie, trzeba zrobić porządki w domu po imprezie.

Wtorek (easy z roboty do domu)

11,7 km, 59:31, 5:05/km, 76%, eVO2max 50,74

Przed treningiem 5 minut taśmy czerwonej wiązanej na 2 w marszu/truchcie. W założeniach delikatniejszy bodziec. Wybieganie średnio komfortowe. Ciężka noga. Nie mogłem się skupić na odczuciach. Pilnowałem intensywności, żeby nie przegiąć. Bez jakiś wyraźnych odkryć. Achilles 1-3/10. Fragment trasy próbowałem z taśmą na 3 wokół bioder ale dość szybko mnie to sponiewierało. Przebiegłem może 400 metrów i zdjąłem. Przynajmniej eVO2max lekko drgnęło. Oby to było jakieś odbicie.

Środa (gravel/interwał)

Gravel w sumie 19,5 km. Bieganie wyszło 8,8 km w tym:

  • 3km rozgrzewki po @5'04 na śr. tętnie 73% (eVO2max 53,66) - czyżby coś drgnęło?
  • Interwały 4,2 km, z przerwami śr. @4'46 ale 86% (eVO2max 45,37 - nie wliczam do ogólnego szacunku eVO2max z uwagi na jednostkę z długimi przerwami).
  • Schłodzenie 1,6 km po @5'40 na tętnie 77% czyli dług tlenowy mocno zaciągnięty.

Interwały 10x1'/1' poprzedzone standardową rozgrzewką + pobudzeniem w taśmie czerwonej. Taśma czerwona wiązana na 2, tuż nad kolanami. 5 minut truchtu. Trudno o sprecyzowanie jakichś nowych odczuć - raczej wszystko podobnie jak w marszu. Nie bolał Achilles podczas truchtania. Z perspektywy następnego dnia (czwartek), chyba jednak interwał był biegany na nieco ciężkich nogach. Ale krok biegowy był inny - mentalnie "niebiegany" z łydki. Wybicie miało w założeniach "samo się robić" i tak samo tylne wahadło. Raczej nie przełożyło się to na prędkości - choć tego nie wiem do końca, bo wszystko z GPS-a, a w lesie wiadomo - jak to w lesie. Biegane na kadencji ~175 (z muzą dla utrzymania rytmu). Efekty typu drżenie, tąpnięcie czy hamowanie nie zaobserwowałem / nie poczułem. Może tąpnięcie ale to zdecydowanie mniej niż odczucia nawet na niewielkim zbiegu. Żeby mocniej rozkręcić nogę może jednak trzeba trochę tę łydkę włączyć do pracy? Nie wiem. I na pewno polatać na wyższej kadencji, bo układ nerwowy się rozleniwił. Inna obserwacja - mam wrażenie, że po przejściu do truchtu z szybkiego interwału nogi ustawiały się na zewnątrz w fazie zakrocznej (tak jakbym chciał robić w biegu nożyce do boku). Achilles fajnie się rozgrzał w trakcie rozgrzewki. Nie przeszkadzał potem. Po treningu też nie był mocno odczuwalny. Tkliwość dotykowa ciągle obecna (podobno może to nawet nie zniknąć - ups ...).

Czwartek (easy z pracy)

12,2 km, 1:01:40, @5:04/km, 74%, eVO2max 52,63

Rano powolne rozkręcanie. Dobrze obecnie z rana działa na Achillesa taśma flossband. ~2minuty pracy w pełnym zakresie ruchu stawu skokowego. Nie mniej bezpośrednio po wstaniu jest ciągle spora sztywność. Czy tak już zostanie? Bieganie z pracy do domu. Przed treningiem taśma czerwona w truchcie wiązana na 2, bliżej kolan. Odczucia przez większą część trasy pozytywne. Tętno wreszcie wraca na znane wartości. Po wybiegnięciu z lasku na chodnik w Marysinie (przy Syrence) postanowiłem troszkę szybciej puścić nogę. Niezbyt dobrze to zadziałało, bo potem już ostatnie <2 km męczenie buły. Nastąpił jakiś zjazd energetyczno-mięśniowy. Utrzymuje się do chwili, kiedy to piszę, czyli do następnego dnia rano. Czyżby tkanka została lekko przemęczona? Bardziej czuję pośladek oraz dwójki.

Piątek (gravel)

Po wstaniu czuć jeszcze zjazd energetyczno-mięśniowy. W robocie 2 kawy na dzień dobry. Dobija mnie ta praca, nic się tu nie dzieje, żadnych zmian. Grupa społeczna też nie w moich klimatach - chore poglądy, nie moje zainteresowania. Pod koniec pracy czuję się nieco mięśniowo wypoczęty, więc może potrzebowałem takiej regeneracji w bezruchu.

Sobota (próg mleczanowy)

  • Rozgrzewka 3,0km, 16:31, 5:26/km, 72%, eVO2max 50,18 + ćwiczenia rozgrzewkowe
  • 3x10'/2'30 8,2 km, 37:41, 4:35/km, 86%, eVO2max 47,86
  • Schłodzenie 1,0 km, 6:06, 6:02/km, 72%, eVO2max 43,35

Trening trudny, bo w trakcie deszczu i burzy. Pobudzenie taśmą w marszu w domu. Odcinki wyszły pod kontrolą. Tempo narastająco. Staram się cały czas nie angażować łydki. Ciągle prawa strona mocniej pracuje, w tym pośladek. Czuje go czasem mocniej, choć nie wiem czy to właściwe odczucie. Wyceny Runalyze chyba muszę na razie olać, bo można by zapłakać nad swoją formą. Odcinki wyszły @4:24 (85%), @4:21 (87%), @4,17 (89%). Achilles 1-2/10, miejscami 3.

Niedziela (LR - Falenica)

  • 15,1km, 1:14:39, 4:57/km, 82%, eVO2max 47,55
  • Pływanie regeneracyjnie na Gliniankach, 20 minut żabką.

Wyjątkowo bez pobudzenia taśmą. Nie czułem się na siłach. Noga w zasadzie przez cały trening podmęczona po wczorajszym akcencie. W trakcie treningu podniosła się temperatura, pewnie ponad 5 stopni i widać to na tętnie. Dodatkowo taka nieprzyjemna duchota. Na pętli falenickiej tabuny facetów bez koszulek, więc to nie tylko moje odczucie. Parę razy się zdziwiłem tempami po autolapie. Czułem się na jakieś ponad 5 minut na km, a tu jakieś ~4.40 - dziwne. Zupełnie zmienia się to czucie. Prawy pośladek czuć, że coś pracuje. Lewy raczej uśpiony. Podbiegi biegane mniej z łydki. Bardziej też "kładę" się do stoku. Chyba wtedy angażuje pośladek. Samopoczucie takie sobie ale ostateczne tempo oraz kilka fragmentów trasy zupełnie tego nie potwierdza. Czyżby jednak coś się zmieniało w biomechanice? Tętno wysokie, ale trochę winię pogodę. Achilles 1-2/10 - zważywszy, że bieganie w Falenicy, to jakiś tam w miarę dobry prognostyk.

Previous Post Next Post