Wtorkowy truchting jednak słaby. Szczególnie końcówka była bardzo niekomfortowa. Znowu mnie to zdołowało. Liczyłem na jakikolwiek powolny progres, a tu kolejny gong. Co gorsza, zaczyna się odzywać lewy Achilles (na razie rano) - znowu lato, znowu Achilles - pomimo niskich obciążeń. Fizjo w ramach ćwiczeń zalecił co drugi dzień uproszczony protokół Alfredsona. Na razie w dwóch seriach, na prostym kolanie, na dwóch nogach jednocześnie. Może uda się przy okazji wyciszyć tego Achillesa. W kolejnym etapie zwiększenie ilości serii, a potem już na jednej nodze. U tego fizjoterapeuty jednak zostaję - ma jakiś pomysł na mnie, muszę po prostu zaufać.
W czwartek lepszy dzień, bo po pierwsze odebrałem gravela z serwisu, a po drugie wieczorny truchting nie taki zły. Wyszło nieco ponad 40 minut po 5:30. Czuję, że wydolnościowo mógłbym szybciej biegać. Pod koniec klasycznie stopa zaczyna bardziej doskwierać, ale po odpoczynku i nocy nie jest źle. Mam nadzieję, że się to powoli leczy.
Nie udało sie w weekend pobiegać. Aktywność została zdominowana przez gravelowanie i to dość intensywne. W weekend jeździłem po Suwalszczyźnie. Bardzo intensywnie w sobotę, najpierw 25 kilometrów dojazdu z Suwałk nad jezioro, a potem 65-kilometrowy rozjazd asfaltowo-szutrowo-przełajowy (przewyższenie ponad 650 metrów) i trochę mniej w niedzielę. Dobry, aktywny czas. W sumie wyszło 120 km w weekend na gravelu w terenie dużo bardziej trudniejszym niż na Mazowszu. Po raz pierwszy użyłem pełnego zakresu przełożeń. Wyszedł też trochę brak doświadczenia w doborze odpowiedniego przełożenia oraz płynności zmian - na ogół spóźniałem się z redukcją - podjazdy na Suwalszczyźnie są krótkie ale często bardzo strome. Ale jeszcze ze 2-3 wizyty na Suwalszczyźnie i ogarnę temat.